wtorek, 22 lutego 2011

" A Czesia ma jeszcze krowy? "

 Mission completed. Godzina 11.30, marszutka do Podwołoczysk Centr. 40 minut później byłyśmy na miejscu, trochę skołowane bo nie wiedziałyśmy 'kaj my som i kaj momy iść?'. Zaczęłyśmy szukać taksówki, a gdzie najlepiej pytać? W aptece. Podchodzę do okienka, o dziwo nie prosząc o gripex a pytając "taksi tu czy tam?", podając kopertę z adresem. Aptekarka zamieniła się na chwile rolami z panią pracującą na poczcie, przyniosła książkę telefoniczną, zaciągnęła na zaplecze, wykręciła numer, podała słuchawkę ... ''yyy bo ja Olga yyy z Polski yyy wnuczka Czesi ... i czekam w aptece". Przyszedł wujek, nawiązując do tematu postu, zapytał "A Czesia ma jeszcze krowy?" Odpowiedziałam, że nie ma bo mieszkamy w bloku, na co wujek "ja też mieszkam w bloku a krowy mam". Padło jeszcze kilka tradycyjnych pytań, m.in. czy mam już męża .. bo tu u nas dziewczyny już 'lalalala' jak mają 18 lat. Siostra mojej Czesi, 86 letnia babuszka nie spodziewała się naszej wizyty, było dużo rozczulania, przytulania i łez szczęścia co miało zostać przypieczętowane zarżnięciem kurczaka i podarowania go nam na zupę. Skończyło się na kilogramie swojskiego boczku, miodu i powideł, chętnych zapraszam na jajecznice, herbatę i naleśniki. Muszę przyznać, że Czesia i moja 'nowa' babuszka' są prawie identyczne, z wyglądu, upartego charakteru, jednak obie na swój sposób urocze. Szkoda, że same spotkać się nie mogą..
Nowa Babuszka Władzia
Czesia ( tak, tak Czesia się farbuje)

czwartek, 17 lutego 2011

"Ty powinnaś być nasza"

Mija pierwszy tydzień 'projektu Ukraina'. Mniej więcej tydzień zajęło mi zabranie się za napisanie tego posta. Od razu uprzedzam, że nie pochodzę z rodziny o zdolnościach pisarskich, więc wszystko co tutaj będę zamieszczać należy traktować z dużym przymrożeniem oka, sporadycznie nawet dwóch, bardziej jako ciekawostkę niż publicystykę z wyższej półki. Krótko - chcesz wiedzieć co u oledzkiego, przeczytaj bloga mojego (i tu pierwsza próbka moich "umiejętności" rymów białych).


"Ukraina? Ty chyba jesteś nie poważna! Przecież tam jest dzicz!" to jedna z łagodniejszych reakcji dotyczącej mojego wyjazdu. Trudno było ripostować zarzuty, znając Ukrainę jedynie jako kraj, gdzie urodziła się babcia i dziadek, znając go wyłącznie z ich opowieści o pasących się krowach. Zamiłowanie do krajów bloku wschodniego było oczywistą konsekwencją posiadanych korzeni, nie mniej jednak nie był to główny powód wyjazdu na Ukrainę. Jednak jak się okazało nie będą to tylko 4 miesiące poznawania nowej kultury, ludzi. Projekt Ukraina na chwilę zamieni się w podróż w głąb drzewa genealogicznego oledzkiego. Wiele osób czytających tego bloga zna moją babcię, osobiście albo przez pryzmat tego, że w wieku lat ponad osiemdziesięciu możne mieć naprawdę spore poczucie humoru, ze skłonnościami do rozkładania na łopatki swoimi tekstami. Będę miała okazję sprawdzić czy jest to przypadłość rodzinna, czy też babcia jest unikatem jednorazowym. Jedna z sióstr mojej babci w raz z rodziną mieszka/mieszkała niedaleko Tarnopola, dostałam zdjęcie, adres i misje do wykonania. Po ponad  20 latach od ostatniego spotkania mam zadanie znalezienie rodziny. Ciut przeraża mnie perspektywa pojawienia się w ich drzwiach i zakomunikowania "Dzień dobry, jestem wnuczką siostry Twojej mamy". Do czego doszło jeszcze jedne zadanie - "Olguuu proszę, tylko nie przypraw ich o zawał". Misja na dniach !

Tarnopol, mieścina mniej więcej wielkości rodzinnego Rybnika. Wyglądem przypomina nieco Polskę z początku lat 90'. Z ogromnym jeziorem, parkiem z łabędziami, mostem zwodzonym, pięknem czeka już sezonu piknikowego ! Ludzie zwyczajni, niezwyczajnie sympatyczni, czego dowodem było odebranie nas z dworca we Lwowie przez czterech osiemnastoletnich ułanów, którzy byli zaczątkiem tego, co może się wydarzyć tu przez najbliższe 4 miesiące. Urok ułanów polegał na próbach porozumienia się z nami w trzech językach naraz, mikst ukraińskiego, polskiego i angielskiego - myślisz na pewno będzie śmiesznie. Ludzie są ciekawi, ciekawi nas i odwrotnie. My dzieci z Polski, wchodząc sklepu, robimy wielkie oczy, chórem krzycząc - jesteśmy w raju. Nie jest to post nakłaniający do spożywania alkoholu, ale ceny .. ciężko się powstrzymać. Tak dla smaku, no może bardziej porównania, napiszę, że litr naprawdę dooobrej wódki kosztuje 18zł, za cenę paczki cigaretów zwykłych w Polsce tu są 3 niezwykłe. Bez oszczędzania, przeliczania tylko w celach oszacowania ile zaoszczędzić można. Dla pogromców pierogów dodam, że porcja tzw. waranków za 2,40zł jestem jednym z lepszych nieb jakie miałam okazję zjeść. Jedyne obawy mam na razie, przed spróbowaniem Lay'sów o smaku ikry ..

Wczoraj siedząc w knajpce, z miejscowymi studentami, rozmawialiśmy na różne tematy. Uderzyło mnie to, że młodzi ludzie mają tu trochę ciężko, nie mam tu na myśli spraw typowo materialnych. Chodzi bardziej o swobodę. Kasia, dziewczyna z którą razem tu przyjechałyśmy, opowiadała o pobycie w Londynie. Spotkała się z reakcją "Taaaak? Jak udało Ci się załatwić wizę? Marzę o tym, żeby tam pojechać"... Reasumując, dla nas tanie loty, dla nich się raczej nie możliwe.


Na koniec, cieszę się, że tu jestem, z perspektywy wiele spraw wygląda inaczej, a każda perspektywa uczy czegoś nowego.