Post można zamknąć w kilku słowach - miejscowym wykładowcom bardziej zależy na tym, żebyśmy zaliczyli niż nam samym. Z wybranych przed wyjazdem przedmiotów, praktycznie mamy 4 .. a teoretycznie 11, teoretycznie bo "tu się coś dopisze, to miałyście na licencjacie, z tą Panią się umówię, tak że zamiast 3 punktów ECTS dostaniecie 5" - hajlaf przy -20 stopniach ! A tak już całkiem praktycznie i serio chodzimy na jeden przedmiot (po pierwsze mamy go aż 13h w tygodniu, po dwa jest w tym samym budynku, w którym mieszkamy, po trzy - mamy windę!) Tak, 13h w tygodniu uczymy się ukraińskiego, razem z 10-giem studentów z Nigerii. Z ręką na sercu przyznaje, jeden z lepszych zajęć na jakich kiedykolwiek byłam, jedne z takich, które przynajmniej z 5 razy w ciągu godziny są "rozwalane". "Uroczość" z jaką chłopcy uczą się ukraińskiego (co serio, nie jest dla nich łatwe - słowo koreański brzmi mniej więcej jak kurewski) ujmuje. A już całkiem urocze jest to, jak dzwonią i pytają Cię ukraińskiego przez telefon - 5 z plusem ! Pierwsze spotkanie z chłopakami było jeszcze bardziej ujmujące:
- Byłaś kiedyś w Nigerii? Nie.
- A chcesz pojechać? ...
- A masz męża? Nie.
- A miałaś czarnego chłopaka? Nie.
- A dlaczego? ... koleżanka ma jeszcze wrócić do tej rozmowy :)
Yhm, możecie nam z Kasią zazdrościć zajęć ! :)
Mamy wziąć udział w kilku konferencjach, zrobić międzynarodową publikację, także wyjedziemy stąd co najmniej z habilitacją.
PS. A już tak całkiem przy okazji, dostałyśmy się z Kaśką na rozmowy kwalifikacyjne na wolontariat na Igrzyska Olimpijskie w Londynie ! Juhu juhu !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz